5 rzeczy, których nigdy nie zrobię dla swoich uczniów
No way #1, czyli lekcje po polsku.
„A może zaczniemy najpierw po polsku. Pani nam tu opowie trochę. I tak powoli, z lekcji na lekcję, będziemy angielski dorzucać.”, „A możemy to przetłumaczyć na polski, najlepiej w całości?” Dlaczego jest to niemożliwe na moich lekcjach? Po pierwsze, dlatego, że zależy nam na szybkim efekcie, prawda? Nie osiągniemy go ucząc się w Twojej „strefie komfortu”, czyli w języku polskim. Język nie jest przedmiotem, który należy tylko dokładnie przeanalizować i zrozumieć, by móc go używać. Naszym wspólnym celem jest, abyś go przyswajał w sposób jak najbardziej naturalny. I to jak najszybciej, bo przecież na tym Ci zależy. Naprawdę nie dzieje się nic złego, gdy nie zrozumiałeś jakiegoś słowa. Nie trzeba dokładnie tłumaczyć na język ojczysty dwudziestu zdań na każdej lekcji, by zrobić postęp. Liczy się ogarnięcie kontekstu danej sytuacji, tak, jak w prawdziwym życiu. Przyjrzyj się dzieciom, które dopiero zaczynają się komunikować. One również nie rozumieją każdego słowa do nich adresowanego, a jak błyskawicznie robią postępy! Wiesz dlaczego? Nie mają blokad, zahamowań, nie boją się. Bądź jak dziecko, daj się poprowadzić za rękę. Możesz o tym nie wiedzieć, ale poziom języka, jakim posługuje się na lekcji Twój lektor, jest zawsze odpowiednio dostosowany do typu i poziomu kursu. To zupełnie „inny” angielski na poziomie podstawowym, inny na zaawansowanym, inny w grupie nastolatków czy dorosłych.
No way #2, czyli uczmy się najpierw gramatyki, mówienie przyjdzie później.
Kiedyś tak uważano. Gdy zaczynałam się uczyć języka, a było to jakieś dobre trzydzieści lat temu, już wówczas odchodzono od tego błędnego przekonania. Metodyka nauczania języków obcych zrobiła gigantyczny postęp i temu postępowi naprawdę watro zaufać. Nie należy cofać się do tego, co było i nie sprawdziło się. Na kursie mówimy od pierwszej lekcji. Gdy znasz całą gramatykę, a nie znasz słownictwa i, przede wszystkim, masz blokadę przed mówieniem, spowodowaną brakiem praktyki konwersacyjnej właśnie, nie odnajdziesz się w realnym językowym kontekście. Np. podczas zagranicznej podróży. Pani w hotelowej recepcji raczej nie wręczy Ci z wdzięcznością kwiatów za poprawne zastosowanie następstwa czasów w złożonym gramatycznie zdaniu. Ona chce się z Tobą tylko bezkolizyjnie porozumieć. Jeśli „polegniesz” zamawiając śniadanie do swojego pokoju, to, choćbyś użył form wszystkich czasów angielskich, nie dostaniesz tego, o co próbujesz prosić. Z drugiej znów strony, znając jedynie podstawową gramatykę oraz słowa potrzebne do tego zadania, dasz sobie świetnie radę. Słownictwo, łamanie blokady przed mówieniem, stopniowe poznawanie gramatyki- to stopnie Twojego sukcesu językowego.
No way #3, czyli: „raz a dobrze”
Nie namawiam Cię oczywiście do lekcji codziennie. Nawet standardowe dwa razy w tygodniu w szkole językowej nie jest koniecznością. Raz w zupełności może wystarczyć (ale to już naprawdę minimum, nigdy nie godzę się na lekcje „co dwa tygodnie” albo, jeszcze gorzej, „co jakiś czas”). Pamiętaj jednak, że nawet jedna lekcja w tygodniu nie zwalnia Cię z konieczności regularnego obcowania z językiem. Jeśli oczywiście zależy Ci na szybkim efekcie nauki. Musisz mi zaufać: nauka języka nie dzieje się tylko na lekcji. Dzieje się poza nią, w zasadzie cały czas trwa proces przetwarzania informacji językowej. Nie wymawiaj się brakiem czasu: na posłuchanie zleconego przez lektora materiału językowego w czasie jazdy samochodem, obejrzenie odcinka serialu BBC, zamiast serialowych hitów TVP, w trakcie prasowania lub przeczytanie wpisu z językowej grupy w mediach społecznościowych podczas picia porannej kawy nie trzeba go aż tak wiele. Co więcej, nie musisz rezygnować z innych czynności. Najgorszy scenariusz z możliwych to: zasiadanie do tzw. „pracy domowej” i powtórki jeden raz w tygodniu, przed lekcją, bo tak wypada lub, jeszcze gorzej, samo „wpadanie” na lekcję, bez jakiegokolwiek wysiłku poza nią. Doskonale rozumiem, że nie masz godziny dziennie na siedzenie nad książką i typowo szkolną naukę (ja też nie mam!). Jednak język po prostu musi towarzyszyć Ci w codzienności, jeśli chcesz go szybko opanować. Stąd tak wiele moich porad i dodatkowych propozycji dla uczniów dotyczy pozalekcyjnego obcowania z językiem. Posłuchaj ich. To dlatego tworzę i zapraszam do uczestnictwa w grupach w mediach społecznościowych. To dlatego w tych grupach zadaję pytania, prowokuję do reakcji i przestrzegam używania wyłącznie języka angielskiego w odpowiedziach na posty. To dlatego „męczę” Cię, byś regularnie nagrywał swoje wypowiedzi i wysyłał mi je. To dlatego zachęcam do tworzenia własnych fiszek i robienia „zasadzek” językowych na samego siebie.
No way #4, czyli wszystko mi daj „czarno na białym”
…..a ja to sobie ładnie poskładam, do teczki włożę, na półkę odłożę. A po miesiącu, no może dwóch…wyrzucę. Kochani, kserówkom śmierć! Ostateczną wojnę kserowaniu wypowiedziałam dokładnie w lipcu ubiegłego roku, zainspirowana praktycznym treningiem multimedialnym oraz kursem grafiki dla lektorów autorstwa Anny Popławskiej. Już wcześniej czułam, że coś jest nie tak, nie do końca dobrze mi z tym, że moi uczniowie wychodzą z lekcji obłożeni papierem, „szybkoginącymi”, luźnymi kartkami o czarno-białym zabarwieniu skrajnej nudy. Muszę przyznać, że całkowicie „przerzuciłam się” na pracę za pomocą multimediów. Chyba nie zdarza mi się już lekcja bez projektora i elementów wizualnych, gier i materiałów wielokrotnego użytku. Nie dostaniesz kserówki, ale w zamian za to masz całą lekcję, krok po kroku, przyczepioną do wirtualnej tablicy korkowej na własność lub zamieszczoną na platformie edukacyjnej szkoły (u nas jest to profesjonalne oprogramowanie firmy LangLion, dedykowane szkołom językowym). Możesz, w dowolnej chwili, zapisać elementy lekcji na swój komputer. Nigdy nie zginie, nikt Ci jej nie wyrzuci i nie „zbierze” kurzu. Poza tym, pamiętajmy o tym, jak ważny jest kontakt wzrokowy, zupełnie jak w prawdziwym językowym kontakcie. Czytanie z nosem w kartce to nie nauka dialogu, tylko odtwórcze działania, zmierzające do zaliczenia kolejnego ćwiczenia, kolejnej strony. I następnej i następnej. Chcesz tak? A może wolisz aktywnie, intensywnie, kreatywnie i inspirująco oraz szybciej? To właśnie daje nam technologia. Jest jeszcze jeden ważny element tej całej układanki- Twój jedyny, niepowtarzalny, chroniony jak skarb… zeszyt. To tam zapisuj słówka, wizualizuj je rysunkami, zakreślaj kolorowym markerem. Twórz swoją własną językową encyklopedię. Jedyną, niepowtarzalną, bo Twoją osobistą.
No way #5, czyli poprawiaj każdy mój błąd, bo jak nie ty, to kto?
Może nikt. 😉 Czy naprawdę chcesz, abym przerywała Twoją wypowiedź własnymi wtrąceniami co chwila? Błędy są naturalnym elementem towarzyszącym nauce języka. Nie unikniesz ich i nie należy się ich bać lub, tym bardziej, wstydzić. No dobra, zdradzę Ci pewną tajemnicę, ale nie mów nikomu: ja Twoje błędy poprawiam i koryguję cały czas, jednak bardzo często w sposób niebezpośredni –sterując tak zajęciami, abyś miał możliwość usłyszeć i przyswoić poprawną formę. Gdy więc ćwiczenie polega na swobodnym wyrażeniu opinii, nie proś mnie, abym poprawiała każdą najdrobniejszą usterkę w trakcie Twojej wypowiedzi. Czasami umówimy się, że podczas ćwiczenia będę zwracać uwagę na jedną tylko rzecz np. poprawność form przeszłych czasowników. Innych w ogólne nie będę korygować. W zamian za to, Ty postaraj się skoncentrować na tym samym- poprawnym użyciu czasowników przeszłych. Umowa stoi?
Czasem może będzie nam „nie po drodze”. Bo są tacy, którzy nie kupią mojej metodyki, mojego pomysłu na lekcje i ich językowy rozwój. Będą próbowali wdrażać swoje zasady. Jestem na nie otwarta i baaardzo elastyczna- jeśli tylko przysłużą się przyspieszeniu nauki i jej efektywności, na pewno je uwzględnię. Są jednak pewne pryncypia, które nie zniosą kompromisu. Wówczas masz wybór- albo mi zaufasz i zobaczysz szybkie efekty, albo nie. Warunek jest tylko jeden: musisz słuchać moich zaleceń i stosować się do nich. Proste? No pewnie, że tak!